mar 10 2014

Kiedy zabawy stały się dosyć poważne


Pamiętam jak jedną z moich ulubionych gier była elektroniczna zabawka, z wyświetlaczem, na której wilk latał za jajkami spadającymi z góry. Gra w tamtym czasie była popularnie nazywana wilk i zając. Co prawda była ona nie do zdarcia, ale pewnego dnia zdarzyło mi się ja upuścić z dużej wysokości. Gdy prawe we łzach podniosłem ją do góry okazało się, że się zepsuła. Oho pomyślałem, no to ładnie nabroiłem, i kto mi ją teraz naprawi? Niestety nie było wtedy przy mnie żadnego speca od takich małych gadżetów. Sam więc z czystej ciekawości zdjąłem bardzo małą tylną klapkę i zobaczyłem, że włożone są tam baterie, których wygląd skądinąd znalem już wcześniej z brzęczących pozytywek. Jak widać tylna elektronika nie była bardzo zaawansowana, głębiej obudowy nie ważyłem się póki co rozebrać. Przyglądałem się tak i przyglądałem i zauważyłem, że kawałek blaski która powinna być wciśnięta tuż obok baterii była zniszczona. I wtedy po raz pierwszy dostałem oświecenia. Przypomniało mi się, że mama ma takie cienkie blaszki, a były to żyletki!!! Tak o zgrozo złapałem za jedną i zacząłem ją wyginać, aż popękała na małe kawałki, które potem wcisnąłem na miejsce poprzedniej blaszki.

Radości mojej nie było końca, gdy po włożeniu baterii, zamknięciu obudowy i wciśnięciu przycisku power, gra się uruchomiła. Mogło to znaczyć tylko jedno, kolejne dziesiątki godzin spędzone na zabawie.

Dopiero po paru latach uświadomiłem sobie jak ważne było dla mnie to wydarzenie, zrodził się we mnie wtedy zaczątek przyszłego majstra serwisanta.

mechanik-80 : :